Będąc młodą i biedną studentką podróżowanie po świecie nie jest
prostą sprawą. Młodość może i temu sprzyja, jednak zawartość studenckiego
portfela już zdecydowanie nie. Dlatego kiedy widzę ofertę przejazdu w obie
strony (Kraków-Budapeszt, Budapeszt-Kraków) zaledwie za 10 złoty... Rezerwuję. A przedtem dzwonię do przyjaciółki.
Jak ma się 2 dni na jedną z europejskich stolic podstawą jest dobre rozeznanie
i plan wycieczki. Bez niego można wysiąść na stacji metra i
przesiąść się na autobus jadący nie w tą stronę, co trzeba. Można
również zrobić dokładnie to samo posiadając skrupulatny, przygotowywany kilka
dni przed wyjazdem plan podróży.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo efektem naszej
pomyłki były niesamowite widoki wschodu słońca nad Dunajem. Przynajmniej
przekonałam się, że potrafię docenić piękno nawet o 6 rano, z ciężką torbą na
ramieniu i po sześciogodzinnej podróży. Ba, chce mi się też wyciągnąć aparat i uwiecznić taką panoramę, przypominającą ni mniej ni więcej jak tylko impresję
Claude'a Moneta.
Muszę przyznać, że mimo tak pięknego krajobrazu, Budapeszt o
poranku zrobił na mnie nie za duże wrażenie. Winą za to obarczam mimo wszystko
długą podróż i niezbyt serdeczne oblicza ludzi w budapesztańskim metrze. Zaspana stolica dopiero budziła się do życia, a ja
niesłusznie oceniłam ją zbyt szybko i przez pryzmat własnego zmęczenia.
Po kilku godzinach, około 9 rano,
Budapeszt wyglądał już dużo bardziej zachęcająco i optymistycznie. Głównie za sprawą słonecznej pogody, do której miałyśmy
wyjątkowe szczęście. Ku mojemu
zaskoczeniu, to pozornie szare i wymagające
renowacji praktycznie na każdym kroku miasto, okazało się
łączyć w sobie elementy nowojorskiej aglomeracji
(jednolite, żółte, stylowe taksówki) z monumentalnym dostojeństwem
najpiękniejszych zabytków. Poza tym nie mogłabym zapomnieć o fakcie, że
stojąc na skąpanym w słońcu białym moście
Erzsebet hid, w głębi mojego umysłu zaczęły rozbrzmiewać dźwięki
kompozycji "Another Day of Sun" z filmu La la land.
Dzięki temu jednocześnie odwiedziłam nie tylko Nowy Jork, ale też upalne Los
Angeles.
Plan zwiedzania Budapesztu łącznie z listą najważniejszych
punktów na mapce tego miasta to materiał na oddzielny post, zresztą zapewne
dość długi. Zdjęcia znajdujące się w tej notce, to jedynie próba oddania
nastroju czy klimatu stolicy Węgier, który podlega mojej subiektywnej ( i jak
widać, bardzo pozytywnej) ocenie.
Urok Budapesztu to bezapelacyjnie również przecudny, żółty tramwaj, część
swojej trasy pokonujący wzdłuż Dunaju. Słynny tramwaj numer 2
zdecydowanie zasługuje na zdjęcie w tym zestawieniu. Być tam
i nie przejechać się nim to jak zobaczyć rynek w Krakowie i nie zauważyć
wszechobecnych gołębi. Karygodne.
Kolejnym "żółtym" i obowiązkowym elementem jest
zabytkowa linia metra wpisana na listę UNESCO. Nie wiem, co bardziej może
oddawać klimat tego miasta niż trasa wzdłuż większości
najważniejszych budowli Budapesztu. Każda
stacja to jakiś zabytek, do
każdej wchodzi się i wychodzi schodami okrążonymi żółtymi, zdobionymi
barierkami i na każdej znajdują się żółte, prostokątne kasowniki, a przy nich
kontrolerzy dochowujący wszelkiej staranności w pilnowaniu skasowania
wszystkich biletów, co do jednego. Co innego tramwaje, autobusy oraz pozostałe
dwie linie metra. Przejeździłyśmy beztrosko całe dwa dni na gapę, przekonane,
że nie można dostać w Budapeszcie kary i zachwycone faktem, iż nikt nas nie
sprawdza. Po powrocie okazało się, że owszem, można dostać w Budapeszcie mandat
za brak biletu... Ale głupi ma szczęście, jak rzecze znane,
staropolskie przysłowie.
Można po sześciogodzinnej, nocnej podróży, przejść pieszo całe
miasto zaczynając o godzinie 9 rano i skończyć dzień o 2 w nocy stojąc pod Parlamentem, podziwiając mieniący się w
światłach Budapesztu Dunaj i zastanawiając się czy da się jeszcze radę
dojść do hotelu czy może lepiej przenocować na Moście Łańcuchowym. Można. I można być szczęśliwym.
Dla czarnego jak noc Dunaju, w którym odbijały się światła latarni, lokali i
samochodów warto było poświęcić cenne godziny snu. Co więcej, widok ten wart
jest także zakwasów, podkrążonych oczu i obolałego kręgosłupa. Cóż, starość nie radość. Dwadzieścia jeden lat to już
nie piętnaście...Z takich miejsc niekoniecznie chce
się wracać do rzeczywistości. Ma się
ochotę raczej zatrzymać czas. I podnieść temperaturę
w nocy o kilka stopni. Jednak czy delikatny chłód może
przeszkodzić w zachwycie nad takim widokiem?
Monet zapomniał kiedyś w swojej twórczości o jednej bardzo ważnej rzeczy.
Zapomniał namalować Budapeszt nocą. Wyręczyłabym go, gdybym umiała. Niestety,
jego błędu nic już nie odwróci. Nawet ja.
Budapeszt od samego początku mi się poodbał, przepiekne miasto <3
OdpowiedzUsuń