Popołudnie, koło godziny dziewiętnastej. Idziemy na dworzec autobusowy, bo marne 10 minut zostało do odjazdu. Na parking wjeżdża bus.
-... to ten?
- nieeee, napisane, że Berlin.
-... to ten?
- nieeee, napisane, że Berlin.
- ale Praga też!
Chwila ciszy.
-...ale my do Krakowa jedziemy.
Chwila ciszy.
-...ale my do Krakowa jedziemy.
Czyli o tym: dlaczego skazuje się na całonocne podróże autobusami, dlaczego robię bezsensowne zdjęcia restauracyjnym krzesłom i stolikom i jak to możliwe, że zapominając na co dzień zabierać ze sobą głowę jeszcze żyję.
Dlaczego trzecią z kolei podróż katuje się wielogodzinnym oglądaniem czerwonych siedzeń autobusu? Nie wiem. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Wracam i za każdym razem zachodzę w głowę. Po co?
Okej, bilety były tanie. Ale to jeszcze nie powód, żeby skazywać się na taką tułaczkę. Jakimś dziwny trafem, za każdym razem jak pada hasło - widziałyście? jedźmy tam! zapominamy, że istnieje taki środek transportu jak samolot.
Dlatego, NIE ZAPOMINAJCIE. Latajcie samolotami. Dobrze radzę.
I pamiętajcie dokąd chcecie polecieć. Bo my już na pierwszym etapie podróży o mało co nie zawaliłybyśmy sprawy.
I pamiętajcie dokąd chcecie polecieć. Bo my już na pierwszym etapie podróży o mało co nie zawaliłybyśmy sprawy.
Możliwe, że żywię jakieś podświadome zamiłowanie do miejsc, gdzie można usiąść. Wiele by to tłumaczyło. Łącznie z tym, dlaczego wszędzie, gdzie zawędruję strzelam co najmniej trzysta zdjęć kawiarenek, restauracyjek i tym podobnych.
Zasiedzenie - moja miłość.
Kolejny raz nie wiem, co w tym jest. Ale jak widzę takie miejsca (z odpowiednią dozą uroku oczywiście), muszę się zatrzymać i zrobić zdjęcie. Co tu kryć, dużo bardziej oddają klimat danego miasta niż jego najbardziej znane zabytki i cała lista must see.
Dwa dni temu, nie tyle spóźniłybyśmy się na autobus do Krakowa, co odjechałby po prostu przy nas. Bez nas. A my niczego nieświadome czekałybyśmy na "ten właściwy".
Parę godzin później, mimo że spędziłyśmy masę czasu na krakowskim dworcu, biegłyśmy na autobus do Pragi nie mogąc znaleźć wyjścia z budynku. Wsiadłyśmy 3 minuty przed odjazdem.
Gdzie jest moja głowa? Nie wiem.
Ten post uświadomił mi, że naprawdę nic nie wiem.
A w moim życiu dzieją się rzeczy niewytłumaczalne.
I tylko moje przyjaciółki mnie pocieszają...:
- Ja wymieniłam forinty.
Gdzie jest moja głowa? Nie wiem.
Ten post uświadomił mi, że naprawdę nic nie wiem.
A w moim życiu dzieją się rzeczy niewytłumaczalne.
I tylko moje przyjaciółki mnie pocieszają...:
- Ja wymieniłam forinty.
<a href="https://www.bloglovin.com/blog/18999127/?claim=bnyxb8c2ghf">Follow my blog with Bloglovin</a>
o! Też zdarzył mi się taki dzień;)
OdpowiedzUsuńWOW!!! Autobus to może niekoniecznie, ale ostatnio mam ogromną ochotę na podróż pociągiem :)
OdpowiedzUsuńMoże nietypowe jest robienie takich zdjeć, ale za to pokazujesz nam jak fajnie można posiedzieć przy dobrej kawie w urokliwym miejscu! Sama lubie takie perełki, ale nie pomyślałam by je uwiecznić!
Podróż pociągiem też mnie niedługo czeka. Nie jestem pewna czy niestety czy stety. :)
UsuńCo jak co ale ujęcia super! :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne. Ja nieznośne takiego chaosu, ale każdemu się zdarza. ;) Uwielbiam latać samolotami, ale jak wymierne się gdzieś niedaleko to nawet nie mam w głowie by sprawdzić ceny lotów.
OdpowiedzUsuńJa właśnie też nie znoszę chaosu. Ale jakoś zawsze jest wszechobecny w moim życiu.
UsuńZdarzyło mi się biec w podobny sposób na samolot do Sztokholmu - czułam się trochę jak w filmie ;) ale nie polecam! A Pragę mam na swojej liście miast do odwiedzenia! :)
OdpowiedzUsuń